czwartek, 1 maja 2014

Lalka na urodziny/Doll for my birthday



Nie lubię u siebie wpisów opatrzonych wyłącznie etykietą "personal" i unikam ich jak diabeł święconej wody. Ale jednego uniknąć się nie da - faktu, że mam dziś urodziny. I siedzę od rana, jak ta Emily the Strange, otoczona kocią ferajną.


Żebym tak umiała gwizdać sobie na cały świat, jak Hołota, albo znaleźć dla siebie korzystną miejscówkę w każdej sytuacji, jak Recydywa...







...życie byłoby dużo bardziej znośne.

OK, są też lalki. Ale dziś chyba tylko one bawią się dobrze.

W knajpie...



...czy w domu







...pogodne uśmiechy nie schodzą z ich twarzy.

A ja nie miałam dziś alternatywy. Kiepsko wyszło. Najbliżsi znajomi wyjechali. Jedyna żyjąca osoba z mojej rodziny - Babcia - po wizycie u lekarki, która jej powiedziała, że jak nogi puchną, to trzeba je amputować, woli nie nadwerężać kończyn i ani jej się śniło ruszać z domu.
Niech nam żyją długo i broń Boże zdrowo(!) kochane, polskie konowały - oby los dał im szansę przetestowania na sobie własnych metod kuracji!

Więc jako osoba urodzona w Święto Pracy, żeby nie rozpamiętywać wszystkich moich sławetnych imprez: dużych i kameralnych; ze stałymi uczestnikami i z tymi jednorazowymi; i happeningowych na ulicy i całodobowych i tych które odbyły się post factum, bo akurat wojażowałam po świecie; a także takich, które spędzałam poza domem z bardzo bliską mi duszą i tych kilku zaledwie, które uważałam za skopane, bo przeżyłam je z Mamą w kinie, na pizzy, lub bycząc się na działce. I nawet tych dwóch po śmierci Mamy: na dachu 11 - piętrowego budynku z przyjaciółką, albo w locie od kina do Zachęty i wszędzie po drodze. By nie myśleć o tych, którzy nie żyją, lub gdzieś skręcili - zasilili stada emigrantów, zachorowali, zwariowali, olali, ożenili się i omężyli - ruszyłam od rana ostro do roboty. Sprzątanie, sadzenie kwiatków, malowanie desek, szycie, tylko do umycia kolejnych okien nie mogłam się jakoś zebrać :-) A ponieważ tradycją od dziecka było, że jeśli spędzałam ten dzień w domu, Mama zawsze zamawiała dla mnie tort, (z biegiem lat i pizzę, odkąd vis a vis naszej kamienicy pojawiła się prawdziwa włoska pizzeria), albo piekła sernik z bezą i brzoskwiniami, czekoladki zaś dostawałam od sąsiadek - olałam także i wszystkie te podniebieniowe ozdobniki, nienawykła do samowystarczalności w powyższej kwestii.
I wtedy w ferworze pożytecznych działań, przypomniałam sobie, że przecież kupiłam sama dla siebie prezent! Cóż, miał być tatuaż, choć rozsądniej byłoby zalepić dziurę w zębie :-), ale skończyło się - myślał by kto, że nieoczekiwanie - na kolejnej lalce :-). Tak, tak. Skusiła mnie cena, dodatki i miedziane włosy. Pobiegłam, czym prędzej do drugiego pokoju i spod stołu wywlekłam  paczkę. Papier i folię rozerwałam w amoku dziecka pod choinką, nie myśląc nawet o dokumentacji. Zresztą, kto nie widział paczki...
Oto, co się z niej wyłoniło:






Teraz jeszcze Padlinka musi zaakceptować nową lokatorkę:





Ok. Może być.
Więc zostawiłam kota, by się pobawił.
Sama zaś, wystraszona prognozą pogody na jutro, poszłam łapać ostatnie przedwieczorne promienie słońca na spacerze z aparatem...






9 komentarzy:

  1. Wszystkiego najlepszego!!! Bardzo mi przykro z powodu Twojej mamy, nawet nie mogę sobie wyobrazić jak bardzo coś takiego boli.
    Twoje koty są po prostu prześliczne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze patetycznie, ale naprawdę wszystkiego naj...najlepszego z okazji
    iluś ... tam urodzinek, dużo zdrówka i pogody przynajmniej ducha :D
    /ja mam ostatniego maja -ha/
    Tonnerka /chyba się nie mylę?/ suuuper :) /też robię sobie prezenty urodzinowe/
    boskie ma buty :)
    i najważniejsze - koty muszą nowy nabytek zaakceptować ;)
    Moja mama powtarzała - kij zawsze ma dwa końce -
    ja to zacytuję odnośnie "lekarzy" z bożej łaski.
    Jeszcze raz serdeczne życzenia :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kida, Słoneczko, wszystkiego, co najlepsze!!! Dużo zdrówka i szczęścia!
    Zdjęcia fantastyczne! Koty urocze a lalka...juz nie mogę się doczekać zdjęć z nią, w roli głównej! Ślę pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nielicznym dobrym Duszyczkom, które miały odwagę złożyć życzenia czarownicy - gorąco w ten zimowy dzień, dziękuję :-)

    A urodzinowa lalka, to istotnie zjawiskowa Tonerzyca! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasiu, cudny wpis i zdjęcia. Pomimo tego, że z reguły trudno mi się skupić na tekście dłuższym, niż kilka linijek, to przeczytałam uważnie i zainteresowaniem. Kupiłaś sobie super prezent, mam nadzieję, na więcej zdjęć po uwolnieniu lalki z pudła. Wprawdzie spóżnione życzenia składam , ale nie mniej serdeczne. Życzę CI spokoju i ukojenia , spełnienia małego chociażby marzenia i dużo zdrowia <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję gorąco, Aniu!!!
    Lodowata pogoda nadal mnie odstrasza od sesji w plenerze, zatem w następnym poście, niestety - odgrzewane kluchy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. kiciule fajne, okolice malarskie, a rudaska w lokach siedząca na imprezie przy białym stoliku - urocza... i ładną ma torebunię... i niezłe śniadanko... mogę tylko życzyć pogody ducha na każdy dzionek, każdego nowego dnia...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tonnerka, do tego ruda! <3 Mega spóźnione "wszystkiego najlepszego", majowa dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń