piątek, 7 listopada 2014

Polinezyjska tancerka Hula/Polynesian hula dancer



Wszystko wskazuje na to, że upały w tym roku są już nieodwołalnie za nami, choć obecny listopad przypomina bezwstydnie przełom sierpnia i września ;-) Przez ostatnie 2 dni, w słońcu było + 27 stopni C, mogę więc śmiało zaprezentować tę gorącą dziewczynę z Polinezji w jej skąpym, lecz autentycznym stroju. Panna także jest autentyczna, gdyż kupiłam ją od kolekcjonerów w zestawie z innymi lalkami. Intuicyjnie, datuję tę laleczkę na przełom przełom lat '70/80 XX w. Może też być starsza.
Mimo, iż do piękności jej nieco brakuje (przynajmniej w naszym rozumieniu), zachwyca prawdziwym obliczem odległych krain.



Ja także dałam się przed laty, uwieść sztuce Polinezji. Od drobnych, maoryskich motywów roślinnych, jak pierwotna zapowiedź europejskiej secesji, po monolityczne moai z Wyspy Wielkanocnej.


Cały ten nurt, oczarował moją młodzieńczą wyobraźnię. Kultura tak odległa, wydała się dziwnie bliska, nastoletniej buddystce ;-)...


Lata minęły, światopogląd ewoluował, uniesień duchowych poszukiwałam już w innych kręgach, ale lalka nadal mogła liczyć na serdeczne przyjęcie absolwentki Kulturoznawstwa ;-)


Ktoś się zatroszczył o walory etniczne tej pani. Lala dzierży przy pasie, dobrze zrobione uli 'uli. Są to grzechotki z tykwy, wypełnione drobnymi muszelkami, kamykami, lub nasionami.  



Cudnie jest też odwzorowane hei - tiki, czyli zawieszka na szyję - w oryginale: z nefrytu.





Podobnie, jak znane nam nawet w Polsce moai, tak i hei - tiki, zwane też: maori - tiki, okryte są tajemnicą przeszłości. Jak głoszą legendy, (zresztą legendy hawajskie są naprawdę niesamowite, a wyobraźnia, która je układała nie znała chyba żadnych granic ;-) Tiki, to pierwszy człowiek stworzony przez Tane. Lecz, co ciekawe, zawieszkę tę spotykano także na tych wyspach, gdzie legenda funkcjonowała marginalnie. Inna interpretacja tego czym/kim jest dziwne zielone stworzenie, dotyczy motywów macierzyńskich. Hei - tiki kojarzy się przecież z dzieckiem w łonie matki!


Ale wisiorek nosili w równym stopniu także mężczyźni... Spotkałam się też z analogiami do podobizny Buddy.



Wątpię, czy ktoś kiedyś znajdzie odpowiedź na to pytanie. Raczej, tak jak pismo rongo rongo i wiele innych, pozostanie okryte welonem wiecznej tajemnicy.
Tymczasem - zobaczcie, co spotkałam w lesie, 2 dni po zrobieniu sesji mojej Polinezyjce! Oto korzeń wyłaniający się z piaszczystej drogi, przybrał tak niesamowitą formę:


Natura jest najbardziej nieprzewidywalnym Artystą! :-)


Zapraszam na inne moje blogi, w tym: "Człowiek tu był...", gdzie powracam do wątków niszczenia zieleni.


 simran4.blogspot.com



Wysokość: prawie 19 cm.
Tworzywo: plastik, guma.
Sygnatura z tyłu głowy: Made in Hong Kong.
Cechy szczególne: profesjonalnie wykonana lalka etniczna.
Kraj produkcji: Hong Kong
Data produkcji: prawdopodobnie lata '70 XX w.

Height: about 19 cm.
Material: plastic, rubber.
Signature on the back of the head: Made in Hong Kong.
Special features: professionally made ethnic doll.
Country of production: Hong Kong
Date of manufacture: probably the '70s XX century.  

10 komentarzy:

  1. Piękna! Niesamowite jaka jest dopracowana w szczegółach...pomyśleli nawet o regionalnej zawieszce :) taka lala to prawdziwy skarb!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopracowana, bo autentyczna. Robili ją z pełną znajomością tematu ;-)

      Usuń
  2. Pięknie opisałaś tą małą , zresztą zawsze Twoje wisy czytam z zaciekawieniem :)
    Korzeń jest niesamowity!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ja za to Twoje komentarze czytam z przyjemnością ;-)
      Korzeń jest super, a jeszcze w tym kontekście... Trafiła mu się gościna na moim blogu ;-)

      Usuń
  3. na fotce przepiękna Polinezyjka!
    a nefryt i malachit to moi ulubieńcy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam kiedyś malachitomanką ;-), ale w całym życiu pozwoliłam sobie tylko na maleńki pierścioneczek...

      Usuń
    2. ha, ja wciąż jestem jeno ich podziwiaczką -
      za to dużo wokół mnie różnorakiej zieleni - na
      ciuszkach, malowidłach, ścianach a domku...

      Usuń
  4. Urocza a w dodatku znasz jej pochodzenie. Masz taką rozległą wiedzę...przyjemnie czytać Twoje posty :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję serdecznie. Taka idea tego bloga - żeby objąć też kontekst kulturowy moich lalek. A wiedzę zgłębiałam latami systematycznie i właśnie ta systematyczność dała najlepszy skutek! Choć nieutrwalana gaśnie, a ja mam świadomość, że co i rusz, łapię nowy temat zainteresowań, co sprawia, że zaniedbuję stare...

    OdpowiedzUsuń
  6. Może nie jest pięknością, ale ma mnóstwo wdzięku. Bardzo mi się chce lalki o podobnym moldzie, nie wiem dlaczego, może jakieś odległe wspomnienie z dzieciństwa. Niestety, wszystkie z jakimi się zetknęłam, znacznie przekraczają wzrostem moje dopuszczalne "normy".

    OdpowiedzUsuń