Taką już mam koncepcję tego bloga, że niemal każda lalka, każde zdarzenie około lalkowe, musi nosić jakiś rys osobisty ;-) Zresztą sama zawsze w pierwszej kolejności, znajdę czas na zaglądanie tam, gdzie teksty są osobowe i mam namiastkę znajomości - choćby wirtualnej - z danymi kolekcjonerami. Lalki - lalkami, ale wciąż jestem na tyle niepoprawna, że interesują mnie też ludzie, ich życie, jeśli uchylają rąbka, wrażliwość, która wyłania się z zapisków, sprawy hobbystyczne i te innego kalibru, choć uparcie lansowana jest moda na "tumiwisizm", brak emocji i dystans do drugiego człowieka... OK, w pewnych przypadkach istotnie bodaj wilk milszy i mniej groźny niż sąsiad, lub... koleżanka ;-)
Tak więc dziś lalka niecodzienna, bo to prawdziwe meksykańskie rękodzieło! Osobliwe były też okoliczności otrzymania owego upominku... Dziewuszka szyta jest częściowo ręcznie,
częściowo na maszynie,
w spódnicy z tęczowej tkaniny, tak charakterystycznej zwłaszcza dla dwóch krain Ameryki Południowej: Gwatemali i Meksyku. Oj, jak ciężko być tam kobietą! A jeszcze na wsi... Bo i dzieci trzeba wychować samodzielnie (żaden macho przecież na urlop ojcowski nie pójdzie prawdopodobnie nawet za 100 lat ;-) i pole obrobić i dom ogarnąć I jeszcze rękodziełem się zajmować. Ceramika oraz tkactwo to także dziedziny wyłącznie damskie, traktowane użytkowo. Inny sposób myślenia, inny świat, ale jakże kolorowy!
Żałuję, że moja Meksykanka nie ma malowanych, lub wyszywanych oczu. Te czarne, naklejane placki nie pasują do całości - są i toporne i czyniące twarz lalki, po prostu: martwą. Lubię ją mimo tego i mimo owego, bo pozostała pamiątką po dziwnej osobie oraz kuriozalnym układzie ;-)
Było nas 4: ja, moja Przyjaciółka, jej nieco młodsza Siostra i pani Nauczycielka, najstarsza z naszej osobliwej paczki. Relacje pomiędzy nami panowały jak w telenoweli, napisanej przez pijanego scenarzystę. Siostry tolerowały się zaledwie, Nauczycielka nie znosiła mej Przyjaciółki (i z wzajemnością), mnie nie ciągnęło do jej młodszej Siostry (także w sposób odwzajemniony). Za to Siostra z Nauczycielką, mimo dużej różnicy wieku, stanowiły wzór babskiej przyjaźni. Co gorsza i mnie Nauczycielka lubiła wprost zaborczo, a jeszcze bardziej moją Mamę (z własną była w stanie permanentnej wojny). Z tej sympatii dla nas, postanowiła uczyć mnie darmowo, tak całkiem po koleżeńsku. Uznałam, że to mi się przyda, wszak zbliżał się egzamin. Nauczycielka wpadała więc 2 - 3 razy w tygodniu, ale wizyty szybko przerodziły się w żądania obiadu, podczas przerw pomiędzy jej zajęciami, które to zatykała naszą pseudo nauką. Pożyczała też od nas książki, które wracały w stanie, nie przymierzając - jak psu z pyska. Starała się także przechwytywać mnie na weekendy, (gdy Siostra nie mogła się spotkać), pod warunkiem, że nie będzie Przyjaciółki lub innych osób. Hmmm. Nie było to trudne: Nauczycielka miała talent do skłócania się ze wszystkimi i z wyjątkiem Siostry nikt za nią przepadał. A i mnie wkrótce zaczęło tak męczyć jej autorytarne towarzystwo, że regularnie w weekend "chorowałam", albo uczyłam się gorliwie innych przedmiotów ;-).Komplikacje armatniego kalibru, następowały w dniach większych imprez takich jak czyjeś urodziny, lub Sylwester, kiedy to trzeba było przezwyciężyć własne animozje i spotkać się pod jednych dachem. Zazwyczaj brało się jeszcze innych na obstawę, ale i tak, były to najgorsze imprezy jakie zaliczyłam...
W czasie, gdy Siostra wylądowała na stypendium w Meksyku, nauczycielka postanowiła wpaść do niej na 2 tygodnie. Zostałam więc zaangażowana w pilnowanie nie tyleż jej pustego, smutnego mieszkania, co zestresowanego kota, którego dostała kiedyś od naszego Przyjaciela. W rewanżu otrzymałam kilka fajnych upominków... Niebawem, gdy do Polski wróciła Siostra, wręczyła mi tę oto lalkę. Z czasem dowiedziałam się, że kupiła ją Nauczycielka ;-)
Kres tej potwornie złożonej i męczącej relacji, położył atak nerwowy pani Nauczycielki. Wystarczyło, że wsiadłyśmy z mojej winy nie do tego tramwaju, co powinnyśmy, a usłyszałam taką tyradę, że mało mi uszy nie pękły. I choć pokornie zaoferowałam się, że będę niosła jej plecak z ciężkimi książkami, choć ta postawna niewiasta była ode mnie wyższa o półtorej głowy ;-) nastąpiło takie piekło, że ludzie się za nami oglądali w osłupieniu, a ja w końcu wzięłam nogi za pas i zwiałam ;-). Zasłyszane rzeczy na swój temat, mojej Mamy, Przyjaciółki i jej Siostry, zrelacjonowałam dziewczynom nazajutrz. I czego się dowiedziałam? Że Nauczycielka od roku obmawiała mnie kpiąco, a Mamę w sposób niezwykle ordynarny, ale żadna z sióstr, dbając ponoć o moje dobre relacje i wspólną "naukę", nie puściła pary z ust! Miara się przebrała, gdy pani pedagog, próbowała... odbić Siostrze chłopaka. Wtedy obie dziewczyny ujawniły mi takie szczegóły, że nawet pijany scenarzysta musiałby przetrzeć oczy. I choć siostry zapewniały o swych krystalicznie czystych intencjach, pełna niesmaku, szybko znalazłam sobie nowe towarzystwo. :-)
Wysokość: ok. 14 cm.
Tworzywo: tkanina.
Sygnatura: brak.
Cechy szczególne: rękodzieło.
Kraj produkcji: Meksyk.
Data produkcji: po roku 2000.
Height: approx. 14 cm.
Material: fabric.
Signature: none.
Special features: handicraft.
Country of production: Mexico.
Date of manufacture: after 2000.
A tu już kilka śladów minionego z moich okolic:
Ta Meksykaneczka to prawie bliźniacza siostra mojej Mercedes !!! :)
OdpowiedzUsuńhttp://lalkizbieraczki.blogspot.com/2014/01/norwezka-kartka-z-pamietnika-steffi-i.html
Opowiedziana przez Ciebie historia to kartka z książki o toksykologii ludzkiej ...
Chyba muszę przypomnieć swoją Mercedes :):)
Przypomnij lalkę, koniecznie, bo mój zdechły, złośliwy komp linków nie czyta!
UsuńOj, toksycznie było, tak bardzo, że cudem jakimś nikt się nie otruł ;-)
Niestety nie była to jedyna relacja tego typu, w której nazbyt długo tkwiłam, zdjęta a to współczuciem dla czyjejś niepełnosprawności, a to pragnieniem wniesienia promyka w samotność, itp. Niestety - zawsze traciłam na swojej głupocie.
... niestety czasami trzeba powiedzieć empatii : STOP !
UsuńJeśli tego nie zrobisz wampiry emocjonalne wyssą z Ciebie dobrą energię
i porzucą , szukając następnej ofiary....
Na szczęście już się prawie nauczyłam dbać o siebie ;-) Wystarczyło, że w ciągu przeszło roku, 2 x życie zawaliło mi się na łeb i opuściły mnie w tym czasie wszystkie „zaprzyjaźnione” osoby. Owszem, nie mogłam wiele wymagać od chłopaka z ograniczeniem intelektualnym, choć zdawało mi się, że ma wielkie serce, niepełnosprawnej dziewczyny, która umiała tylko brać, czy osoby z zaburzeniem psychicznym, dość egoistycznej, w rzeczy samej. Ale byli i mniej pokiereszowani i od tych mogłam oczekiwać więcej. Niestety, też sobie poszli, gdy ja potrzebowałam ich najbardziej…
Usuń... to bardzo bolesna weryfikacja znajomych ... :/
UsuńJużem wrzuciła na bloga Meksykankę :)
Bardzo przyjemna Meksykanka i jaka zabawna. Drewnianych domów u mnie nie uświadczysz, dlatego jak jadę na wschód to z przyjemnością je oglądam. U Ciebie też sobie poooglądałam.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)))
A to zapraszam do siebie :-) U mnie tych domków jeszcze całkiem sporo, wplecionych pomiędzy inne, ale z roku na rok znikają, to pod ociepleniem i tynkiem, to w płomieniach (jest niestety duże społeczne przyzwolenie idące od góry - czytaj: prezydent - na piromańskie praktyki). Ceny gruntów nie uznają skrupułów.
UsuńHistoria smutna i niestety nie odosobniona. Moja babcia mawiała czasem, że kropla przepełnia czarę. Tą kroplą był niewłaściwy tramwaj, w moim przypadku - koraliki. Miałam przyjaciółkę. Naście lat znajomości. Wiele razy mnie wspierała, wiele razy wyciągała za uszy z ciężkiego doła. Ja ją też. Coś trzeszczeć zaczęło kiedy okazało się, że nasze dzieci niespecjalnie się lubią. W zasadzie uważałam, że problem leżał po stronie jej pięcioletniego syna, bo moje bliźniaki były jeszcze niemowlakami. Chłopaka wyraźnie drażnili. Ale dobra, bywa, dzieci podrosną, zresztą możemy spotykać się bez dzieci. Umówiłyśmy się, że jej szwagierka odbierze ode mnie koraliki. Umówiła się na 18, o 21.30 dzwoni moja przyjaciółka, że jej szwagierka wróciła zmęczona z pracy i w zasadzie to ona nie widzi problemu, bo dlaczego ja nie mogłabym szwagierce tych koralików podrzucić? 10 minut spacerkiem. Nie, nie mogę, bo akurat kąpię dzieci, jest późno, zimno, też jestem zmęczona. Szwagierka może po nie wpaść pojutrze. Nie, jutro nie, bo mam urodziny, mąż ma urlop i chcemy jakoś fajnie spędzić dzień. W końcu to nie leki dla chorego dziecka, tylko koraliki, dwa dni mogą poczekać. No i mi się dostało! Takiej tyrady się nie spodziewałam, takiego wywlekania wszystkich moich grzeszków i takiego podsumowania! Rany boskie, o głupie koraliki, nawet nie dla niej, tylko dla szwagierki, z którą niespecjalnie się lubią... Po pół roku jej milczenia nawiązałyśmy kontakt, tłumaczyła, że była podenerwowana, bo miała kłopoty z mężem, dzwoni co jakiś czas, pyta, kiedy wreszcie się spotkamy... Po co? Przyjaźń diabli wzięli.
OdpowiedzUsuńOjej… Całkiem jakby chodziło o bandaż dla rannego!
UsuńMyślę, że te pretensje koleżanka żywiła do Ciebie od dawna, tylko szukała pretekstu, jak sobie zrobić urlop od relacji. Pewnie Ci zazdrościła, lub coś w tym stylu…
Pamiętam, jak się mój amant na mnie obraził i zażądał natychmiast oddania kasety. Podjechał pod moje okno na rowerze i chciał bym w tej chwili zeszła ;-)
Przykre, że ludzie dziś tak łatwo rezygnują z wieloletnich kontaktów… Pewnie dlatego coraz bardziej doceniam lalki ;-)
Zadziwiające, że tak przesympatyczna lalka związana jest z taką opowieścią, Choć może nie dziwne? bo lalka przecież kolorowa, wesoła ale z pustymi czarnymi plackami zamiast oczu i częściowo szyta ręcznie częściowo maszynowo jakby nie mając jasnego pochodzenia. Może właśnie nie zadziwiające bo jak spojrzeć na dzisiejszy świat to wokół pełno takich kolorowych ludzi z przyklejonym uśmiechem na ustach nic nie mówiącym wzrokiem ... ale cieszę się, że opowiedziane przez Ciebie zdarzenie to historia a lalka jest tylko jej wspomnieniem :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że niezwykle trafnie to zdiagnozowałaś! ;-)
UsuńKurza stopa! W istocie historia jak nie z tej ziemi. Powikłanie z poplątaniem i jeszcze jakieś szalone emocje w tle. Brrr, boże uchowaj od takich zawirowań życiowych i bezinteresownej złości "bliźniego". I pomyśleć, że się taki gbur jeszcze obraża kiedy prawda o jego świństwach wyjdzie na jaw!
OdpowiedzUsuńWiesz, ja miałam wybitny talent do wplątywania się w podobne historie. Takie zdarzenia, ciągnęły do mnie jak bagno do muchy ;-)))
OdpowiedzUsuńEch faktycznie zakręcona historia, a postać nauczycielki godna pożałowania... Za to została Ci naprawdę piękna laleczka po tym wszystkim! ma przesympatyczną buźkę.. no i jest z Meksyku, więc jak najbardziej wpisuje się w konwencję Twoich regionalnych lal :-)
OdpowiedzUsuńJest bardzo urocza i kolorowa, tylko te jej oczy faktycznie wyglądają jak z "Koraliny" ;-)
OdpowiedzUsuńŚliczna Meksykanka!
OdpowiedzUsuń