Ponieważ brzuch daje mi dziś ostro w kość, przedstawiam krótko, konkretnie i bezdygresyjnie laleczkę Mattela z 1997r. To 11 - centymetrowy Tommy na moldzie Kelly - pierwszy realistyczny chłopiec, który wpadł w moje ręce. "Wpadł" to bardzo upraszczające słowo: w istocie kupiłam go z dużym wysiłkiem za pieniądze z kieszonkowego, bowiem maluch został wydany w zestawie z Kenem, czyli brązowookim brunetem zaopatrzonym w prawdziwe włosy! Same innowacje. Raz, że od czasu ślubnego zestawu z Alanem i Midge (Wedding Party Midge 1990) w roli głównej, nie kojarzę faceta o ciemnych oczach wydanego na rynek Ameryka/Europa. A wspomniany powyżej figuruje jako Alan właśnie, a nie Ken. Dwa, że facet Barbie zyskuje nowy mold. Fatalny wprawdzie, pozbawiony mimiki, ze sztucznie naciągniętym uśmiechem, ale w tym konkretnym wypadku lalka jest starannie wykonana. No i nowa twarz wymaga uwzględnienia jej w kolekcji. Trzy, że Ken ma znowu po 16 latach (Totally Hair Ken z naturalną czupryną wyszedł w 1991r.), prawdziwe, a nie malowane owłosienie. Tak więc zestaw Dr. Ken & little patient Tommy, jest ze wszech miar epokowy.
Jakiś czas temu, czytając bloga Gabrieli, przypomniałam sobie, że niemal identyczny Tommy, jako samodzielna laleczka, w bliźniaczym ubranku, różniącym się tylko nadrukiem kotwicy na koszulce, ukazał się wcześniej, w tym samym roku. Nie pierwszy raz, Mattel wykorzystuje z minimalną modyfikacją istniejącą już produkcję.
Poniżej bohater tego wpisu w baśniowej, narnijskiej sesji z 2008r. Podobnie jak w przypadku scenografii dla trzech małych Afroamerykanek (post sprzed kilku miesięcy), tak i tę wybudowałam na mojej nieodżałowanej działce w upalny dzień majowy, na miejscu przygotowanym pod sadzonki pomidorów.
I jak zawsze, gdy ujawniam takie stare zdjęcia, dochodzę do wniosku, że o ile dramatyczne zdarzenia dodatnio wpłynęły na moje pisanie, o tyle fotografie robione w tych lepszych czasach, same są dużo lepsze, bardziej dopracowane. Ale może po prostu miałam większe możliwości stricte techniczne - w końcu cała działka była jak wielkie studio...
Tak wyglądał krótki wpis z bolącym brzuchem w moim wykonaniu.
PS.Sweterek sklecony naprędce na potrzeby tematu sesji, nie należy oczywiście do oryginalnego zestawu;-)
Zainteresowanych zapraszam na drugiego bloga: simran2pl.blogspot.com
Śliczna sesja :-) Ale taką zimę lubię tylko na zdjęciach :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA ja w realu!!! Odkąd mimo choroby i niskiej wagi, daję sobie radę z ujemnymi temperaturami, zima działa na mnie jak magiczne zaklęcie - inspiruje, uspokaja i nawet trochę cieszy ;-)
Usuń... tak... zima powinna być wyłącznie na zdjęciach albo w górach :)
OdpowiedzUsuńTakie młodociane laleczki płci męskiej to chyba zdecydowanie deficytowy towar , ten laleczek jest uroczy :)
Bardzo miło , że Twój sprzęt wreszcie działa jak trzeba :):)
Ufff, nawet nie wiesz, jaka to ulga. Muszę przestroić cały światopogląd techniczny! ;-)
UsuńA ten mały, to według mnie najpiękniejszy chłopiec Mattela.
Uwielbiam tego lalka :) a kurteczka świetna, maluch faktycznie wygląda w niej jak żywcem wyjęty z narnijskich opowieści :-)
OdpowiedzUsuńWiesz, głupio było wysyłać go na śnieg w t - shircie, nawet jeśli śnieg sztuczny, a na termometrze + 32 stopnie C. ;-)
UsuńMasz niezwykły talent i cierpliwość, bo scenografia jest doskonała!
OdpowiedzUsuńTommy odnalazł się w niej idealnie!
Piękne zdjęcia!
Hello from Spain: Tommy is lovely. He is very cute. Nice pics. We keep in touch
OdpowiedzUsuńKiedyś dorosnę do takich maluchów. A tymczasem pozachwycam się bajkową, białą scenerią. Zimy już nie ma i znowu za nią tęsknię, więc choć u Ciebie ją znajdę. Piękna biel i słońce.
OdpowiedzUsuńPiękne i klimatyczne zdjęcia, choć za zimą mi wcale mi nie tęskno:)
OdpowiedzUsuńTen mały "tomek" jest tak podobny do mojego synka, że za każdym razem ściska mnie w dołku, jak o nim czytam...
OdpowiedzUsuńSzczerze Ci życzę, by udało Ci się znaleźć spokój i siłę, by dalej robić takie dioramki.