niedziela, 10 maja 2020

Happy Easter Chelsea 2011



Zanim pokażę Wam, moje kolejne, egzotyczne, unikalne „szmacianki” hand made, chcę  przypomnieć o popularnej linii lalek, które kiedyś były dla mnie bardzo ważne. Nadal stanowią sporą, tematyczną część mego zbioru, choć raczej go już nie pogłębiam. Co było do zdobycia w Polsce – zdobyłam 😉 Reszta pozostała póki co - w sferze marzeń. Bieżące pozycje nie budzą kolekcjonerskiej namiętności. Na szczęście dla portfela.


O ile bardzo cieszyłam się, kiedy proporcjonalne, drobniutkie Kelly/Shelly, zajęły miejsce (w 1995r.), nieco już archaicznych dzieciaczków Heart Family, opartych na wzorcu Rosebud z lat ’70 XX w. o tyle ich „podrośnięte” wcielenie w postaci Chelsea (ur. 2010r.) , po dziś dzień, budzi we mnie sprzeczne uczucia. 




Zbyt szczupłe nogi, niezgrabne ręce, za duża w stosunku do ciała głowa. Do tego bardzo nienaturalnie siadają! 



Tylko buzie zrobiono im wdzięczne: różnorodne kolorystycznie i etnicznie mimo raptem dwóch podstawowych moldów. A jednak Chelsea sprzed dekady, choć w mniejszym stopniu niż Kelly, zaskarbiły sobie przychylność Kolekcjonerów. Wprawdzie nie miały wielu odsłon adresowanych bezpośrednio do Zbieraczy (Kelly często produkowano z myślą o dorosłych miłośnikach lalek) – podbiły wiele serc rozkochanych w drobnych formach plastikowych 😉

Nie mam za to danych, jak wygląda sytuacja ze współczesnymi, ale obawiam się, że to produkt adresowany do kieszeni rodziców odbiorców w wieku… 3-4 lat.
Nic dziwnego, że najnowszych Chelsea, nie zbieram. Ze względu na kolorowe włosy, wypatrzyłam bardzo okazyjnie tylko 2 i więcej mi do szczęścia(kolekcji) nie trzeba.


Makijaże i wielkie oczy, zniosłabym jeszcze jako miłośniczka komiksów, ale wmoldowane bluzki – już nie. Plastikowe zbroje, czynią lalki podobnymi do figurek. Gdzie w tym projekcie przestrzeń dla zabawy w przebieranie, należnej KAŻDEJ bez wyjątku lalce? A zabawa w kąpiel, plażę, układanie do snu, etc.? Czyżby współczesne dzieci nie miały już takich potrzeb? 
Cóż, Mattel brnie w jednofunkcyjność i brak realizmu, zahaczający o kicz. A takie piękne dziewuszki były… (odsyłam do moich starych wpisów pod tagiem Kelly/Shelly).

Ciemnowłosa, licząca 13,5 cm. wielkanocna Chelsea (2010/2011), znajduje się w mojej kolekcji od kilku lat. Zdobyłam ją po walecznej licytacji na Allegro mimo braków w oryginalnym odzieniu. Wybaczyłam jej perłowe nogi, zamiast nakładanych rajstop. Adidasy pożyczyłam od Kelly.




W serii wyprodukowanej dla Walmart, wystąpiły 3 laleczki z nakładanymi, króliczymi uszami i plastikowymi koszyczkami. Włożone były w kiepskie tekturki, jak lody do wafelka. Bez przezroczystej osłonki, bez firmowego imienia. Obraz nędzy i rozpaczy! Tylko logo Barbie, wskazywało na producenta. I walmartowskie „ONLY AT”, sygnalizowało, że to nie klon. Za to sama nazwa serii, była pokazana tak nieczytelnie – pocięta – że do tej chwili nie udało mi się jej rozszyfrować. Może, gdybym miała w ręku oryginalne pudełko, a nie tylko posiłkowała się nielicznymi fotografiami z sieci…
A tak bawiliśmy się ponad tydzień temu na moich urodzinach. Zaraza nie pozwoliła na zorganizowanie domówki. Nigdy nie wiadomo, czy jakiś „życzliwy” sąsiad nie doniesie o nielegalnym zgromadzeniu.


Żywia i Północ.


od lewej: Hołota, Północ, Nadzieja, RecyDywa. 

Zaprzyjaźniona Dusza Lalkowa, przysłała mi taką oto fotkę, znalezioną w sieci 😉



Koleżanka zaś opowiedziała o scence rodzajowej na trawniku. Stały tam zamaskowane dziadki, w przepisowej odległości i prowadziły żywą dyskusję. Nagle jeden z nich zawołał: „Gestapo!”. Staruszkowie szybko jak na swój wiek się rozproszyli, bowiem uliczką jechał… patrol Straży Miejskiej 😉
Oby jak najszybciej nastała normalność. I to ta dobrze nam znana, nie nowa, jak głoszą popularne hasła. Na nowe normy potrzeba lat, jeśli nie dekad. Oczywiście, jeżeli mają być faktycznie akceptowalnymi normami. Też odnosicie czasem wrażenie, że tu w trybie kilku tygodni usiłuje się wkręcić nam jakiś kit?
Niezmiennie życzę Wam: Zdrówka!

19 komentarzy:

  1. Spóźnione, ale z głębi serca wszystkiego najlepszego! :) Dużo zdrowia i spokoju, bo tego chyba w obecnych czasach potrzeba najbardziej. I lalek. Lalek oczywiście. :)

    Laleczki urocze i choć sama ich nie zbieram, z przyjemnością oglądam na zaprzyjaźnionych blogach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie Ci dziękuję za życzenia, Kamelio! :-)
      Ja też już zawiesiłam ten podzbiór, z przyczyn wyżej opisanych...
      Może Mattel kiedyś wróci do starych wzorów? To jednak lalki, które zdecydowanie domagają się fotografii Macro i swojej skali roślinnej :-) Bez lalkowego ogródka na działce, muszę się mocno natrudzić, by znaleźć coś odpowiedniego dla tych maluszków.

      Usuń
  2. kolorowowłose niunie i mnie nęciły,
    ale to czarnowłosa z uśmiechem godnym
    Mona Lisy - powala bez znieczulenia ♥

    Rok 1984 Orwella... tak, mnóstwo kitu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja złapałam super okazję i stąd u mnie te dwie kolorowo-włose.
      Ogólnie cała seria miała piękne główki, ale reszta - jak opisałam wyżej...

      Pocieszające, że każdy kit kiedyś się wykruszy ;-)

      Usuń
  3. Jakże mnie rozśmieszyłaś opowieścią o staruszkach :) Istotnie można oszaleć z tymi obostrzeniami. Ostatnio jechałam z dziećmi rowerami do puszczy, do której mam dosłownie trzy minuty i zapomniałam maseczki. Pewna pani obrzuciła mnie spojrzeniem pełnym wyrzutu, jakbym była trędowata i pewnie byłaby zwróciła mi uwagę, że tak nie wolno bo już dzioba otwierała, ale nie zdążyła :)

    Co do Chelsea to masz rację, do mnie też nie przemawiają. Pałęta się taka jedna w pokoju Młodej, bo dostała kiedyś od Mikołaja uroczy zestaw Chelsea z miętowym domkiem i o ile domek cieszy się ogromnym powodzeniem (zamieszkują go trzy laleczki Kelly/Shelly) to Chelsea pełni funkcję lalki kryzysowej - Młoda daje ją Młodszej do zabawy gdy ta domaga się Kelly :) Jako dziecko marzyłam o Kelly i nadal uważam je za przesłodkie lalusze, chyba pożyczę lalki Młodej i też naskrobię o nich post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz. Chętnie przeczytam :-) Chelsea, są po prostu nienaturalne. Rosebud i Kelly, trzymały się proporcji adekwatnych do wieku. Chelsea, mimo ładnych, dość realistycznych buzi, nie przypominają już człowieka...

      Zauważyłam, że z maseczkami, jak to u nas - utworzyły się 2 fronty. Pro i anty.
      Cóż, powinien być wybór, a nie nakaz. Moim zdaniem noszenie tego, jak się nie kaszle i kicha, to jak noszenie kolii ze sztucznych pereł. Udawanie czegoś, co mija się z prawdą. Oczywiście nie bagatelizuję efektu psychologicznego. Wielu ludziom, to faktycznie daje poczucie bezpieczeństwa i wycisza negatywne emocje. Z samego tego, mają lepszą odporność.

      Usuń
  4. Mam jakieś Mattelowskie maluchy, ale leżą w kartonie, bo jakoś nie przemówiły do mnie. Zostały jako eksponaty w kolekcji i tyle. Może kiedyś trafią na wymianę na polskie laleczki. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede wszystkim bardzo spóźnione życzenia - ostatnio mam poślizg czasowy prawie we wszystkim :( . Cierpliwości i pogody ducha :) .
    Mam wrażenie że moja pojemność na kit już dawno się skończyła :/.
    Może dzięki Tobie zacznę wreszcie rozróżniać mattelowskie maluchy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, Kasieńko :-)
      Ja też zaczynam się uodparniać na kitowanie ;-)

      Maluchy z poszczególnych edycji łatwo odróżnić. Najbardziej podobne są Rosebud do wczesnych Heart Family. Tu nie zawsze jestem pewna w pierwszym momencie, co trzymam w ręku.

      Usuń
  6. Mi też zawsze było szkoda takich "jednofunkcyjnych" lalek,jak te z wmoldowanymi ubraniami. Wydaje mi się, że w lalkach najfajniejsze jest to, że mogą być codziennie kim innym, są uniwersalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda?
      Ciekawe, że w tej "jednofunkcyjności", przoduje Mattel.
      Tylko lalki w typie MtM, zachowują jakość i pozwalają na dowolność kreacji, a przecież bliżej im do kolekcjonerskich, niż serii adresowanych do dzieci.

      Usuń
  7. Kiduś te maluchy to nie moja bajka, ale chętnie je pooglądam u Ciebie, a Twoja skarbnica wiedzy jest niezrównana <3
    Super fotki grzecznie pozującymi futrzakami <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, Ewuniu.
    Maluchy wymagają specjalnego środowiska fotograficznego, macro, etc. jeśli chcemy je wyeksponować. Łatwo, by zostały przytłoczone przez standardowy krajobraz.

    Futra już ujrzały leśne gołębie na lipie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiduś, wszystkiego najlepszego! Umknęły mi Twoje Urodziny, przepraszam. Życzę dużo zdrówka, szczęścia i samych dobrych chwil! I oczywiście spełnienia marzeń!!!
    Maluchy lalkowe są słodkie, owszem, ale chyba nie na tyle, żebym poszerzyła o nie kolekcję :-)
    Za to lubię oglądać je na innych blogach :-)
    Kociaki milutkie...♥
    Ps. Wszystkim życzę normalności...bez kitu :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję, Oleńko :-)
    Prawdę mówiąc, i mnie umknęły w tym kontekście (własnym i ogólnym) moje kolejne urodziny.
    Kilka miesięcy temu planowałam na ten dzień albo wypad do Ewy, albo do Sanoka, do muzeum Z. Beksińskiego.
    Los napisał scenariusz, jakiego nawet moja szalona wyobraźnia by nie wymyśliła ;-S

    Ostatnio doszłam do wniosku, że jeśli przygarnę kolejne maluchy, to już tylko vintage - do kolekcji. Ciężko mi w loggi budować ogródek w tej skali, jaki miałam kiedyś na działce. W donicach i skrzynkach, wolę jedzonko: sałatę, pomidory, fasolę, zioła.

    Tak: normalność bez kitu! Demokratycznie, dla wszystkich :-D
    Serdeczne buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja bardzo lubie te starsze kelly czy nawet Stacie i inne malolaty mattela ale to nowsze to jakas tragedia...

    Sle moc pozdrowien i dobra energie <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję, Uleńko i odwzajemniam :-)
    Może te lalkowe, mało naturalne buzie jeszcze by uszły, ale plastikowe zbroje są nie do zniesienia.

    OdpowiedzUsuń
  13. I jakie lalkowe dzieciaki! Fajniutkie!

    OdpowiedzUsuń