Tuż po premierze 33. pełnometrażowego filmu Disneya we wszelkich możliwych polskich sklepach z zabawkami, wysypały się lalki i akcesoria z podobizną Pocahontas. Był to pierwszy tak duży rzut gadżetów filmowych na rynek, o czym myślę z niedowierzaniem, przyzwyczajona już do permanentnego zalewu kreskówkowych postaci, wyłaniających się dosłownie zewsząd.
Ale tej 16 - centymetrowej laleczki wydanej przez Mattel w 1996 r. nie było w Warszawie. I ogromnie żałuję, bo z pewnością kupiłabym ją po to, by "grała" w inscenizacjach małą Pocahontas, ale przede wszystkim, by chodziła ze mną do szkoły i na samotne wędrówki po lekcjach, ukryta w moim indiańskim, kolorowym plecaku.
I tak, sprowadzono kilka sztuk ogromnej Bead - So - Pretty Pocahontas, za równie ogromne pieniądze, oraz tu i ówdzie po parę egzemplarzy Polly Pocket, o których pisałam już na blogu (można klinąć w etykietę z długiej listy na końcu ostatniego wpisu). Dancing Princess nigdzie nie widziałam. Dowiedziałam się o niej, dopiero w ubiegłym roku, kiedy to udało mi się kupić nieco już wybawioną laleczkę na Allegro. Przy okazji, odkryłam, też inne lalki do filmów Disneya, dokładnie tego formatu, wychodzące w drugiej połowie lat '90. Wszystkie odznaczają się niezwykłą starannością wykonania i subtelnością. Zdobyłam jeszcze jedną z Jasmin, równie udaną. A tak wyglądała malutka w firmowym opakowaniu (zdjęcie z Internetu):
Można powiedzieć, że pomijając nieco inne proporcje, jest dokładną kopią "właściwej", mattelowskiej Pocahontas.
Jedyna kwestia potraktowana metodą "na łatwiznę", to malowane buty i to jeszcze umiarkowanie indiańskie:
Ale przy tak pięknej laleczce, można wiele wybaczyć!
O ile stronę wizualną samego filmu pokochałam za cudowne plenery, o tyle scenariusz chwycił mnie za serce przede wszystkim wątkiem pacyfistycznym i motywem zetknięcia się przeciwnych kultur. Zrobiło to na mnie większe wrażenie, niż samo uczucie dwojga bohaterów. Nie ukrywam też, że lubię filmy kończące się rozstaniem, co jest często bliższe realnego życia, oraz daje możliwość samodzielnego tworzenia własnych interpretacji. Otwarte zakończenie, pozwala historii dłużej żyć w umyśle...
Znakomitym studium psychologicznym, oraz przede wszystkim fascynującym filmem przygodowo - historycznym, poświęconym Pocahontas, jest "The New World", powstały 10 lat po disneyowskiej adaptacji, w reż.: Terrence'a Malika (2005). Dopracowany w szczegółach, nieco mroczny, wzruszający i smutny, pokazuje pogłębione sylwetki Johna i Pocahontas, którą zagrała młodziutka Q'Orianka Kilcher:
Innym znanym polskiemu widzowi filmem fabularnym o odważnej indiańskiej dziewczynie, jest wcześniejszy, bo z 1999r. "Pocahontas: The Legend" (reż.: Daniele J. Suissa). Pocahontas odtworzyła z wdziękiem i urodą Sandrine Holt, ale niestety całość przypomina trochę adaptacje lektur szkolnych po polsku:
Film zgrabny i poprawny, miło ogląda się przy kolacji, ale ma się tak do "New World", jak książka Susan Donnell, do książki Mari Hanes, o których pisałam przy okazji przedstawienia lalki Nakomy.
Za co ja sama polubiłam Pocahontas? Przede wszystkim za odwagę i jak to się dzisiaj mówi -za "ekologiczną interpretację otaczającego nas świata". Oraz za to, że umiała słuchać sercem (powyżej ja, w latach studenckich :-)
Wysokość: 16 cm.
Tworzywo: guma (głowa), plastik (ciało)
Sygnatura: Disney (na głowie)
Cechy szczególne: lalka inspirowana filmem Disneya.
Kraj produkcji: Chiny
Data produkcji: 1996.
Height: 16 cm.
Material: rubber (head), plastic (body)
Signature: Disney (the head)
Special Features: doll inspired by the Disney film.
Country of production: China
Date of manufacture: 1996.
Ło mamuśku! To dlatego ona tak pokracznie wygląda! Ja cały czas myślałam, że to "normalna" Poca, a zestawiasz ją z lalką Supersize! A to taka pyćka ;)
OdpowiedzUsuńTeraz już nie uważam jej za tak bardo dziwną :)
Mattel nie przestaje mnie zadziwiać...
Taaaa, to taki okruszek :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś zrobię zestawienie wszystkich (normalnych i mikrych) z wielką, jak ją odrestauruję...
urocza ta poca z lat studenckich... bursztyny, rzemienie, włosów na wietrze kręcenie... chyba w każdej z nas jest jakaś laleczka...? ja właśnie odkryłam swoją i dostanie własny oddzielny blog, a co tam... Judith jest tego warta - tylko muszę poczekać na powrót latorośli ze szkół, bo w tych sprawach błądzę jak dziecko we mgle... jakby co - zapraszam póki co - na "stare śmiecie"
OdpowiedzUsuń