Zdrowie nieszlachetnie sabotuje moją wydajność nie tylko blogową. Wpisom nie sprzyja również praca i niekończące się remonty. Ale gdy trafił mi się nadprogramowy, wolny dzień w robocie, a energia spłynęła wraz ze złotą jesienią, znalazłam też chwilę czasu, by myknąć przed siebie z lalkami i aparatem. Oprócz grzybów, spotkałam też dwa miłe zwierzaki:
Na widok Żółtej Żaby stanęłam jak drzewo w lesie. Żaba skamieniała również. Do tego stopnia, że pozwoliła mi nałożyć na obiektyw macro i fotografować się z odległości mniejszej niż 5 cm. Ale to nie wszystko, bo ledwo zabrałam się za dokumentowanie żaby, na moim ręku wylądował jak odważny rycerz... Żółty Pająk. I też mu się trafiła sesja.
Żaba, to oczywiście ładnie wybarwiona jesienną porą - żaba trawna. A pająk, to krzyżak.
Koniec kącika zoologicznego: wracamy do lalki.
W jesienny klimat wkomponowała się także Nakoma, choć sesję tę robiłam aż 6 lat temu na własnej, nieodżałowanej działce.
Jest to moja baaaardzo długo, pierwsza i jedyna Nakoma, którą jak to ja, w czasach liceum, kupiłam z drakońskim poświęceniem, ciułając złotówkę do złotówki. Oczywiście w konspiracji przed Starszymi. Bo, kto to słyszał, kupować takie głupoty, jak lalki???
Pierwszą serią do mojej ukochanej, pełnometrażowej, animowanej produkcji Disneya, czyli: "Pocahontas", była Sun Colors, składająca się z 4. lalek. W tym samym roku 1995, pojawiła się tańsza seria w wąskich pudełkach, w której lalki miały proste rączki, (tzw. model podstawowy ciałka T'n'T) - Color Splash.
Choć na pudełku występuje Kocoum, dowiadujemy się z opisu, że nie można go kupić, zatem jak to już bywało u Mattela, jest z pewnością prototypem, który nie doczekał się realizacji. Za to w obu seriach, występuje Nakoma, sympatyczna dziewczyna z grzywką o najbardziej komiksowej spośród pozostałych lalek, twarzy. O ile z pierwszej serii, z pomocą wyrzeczeń i oszczędności godnych Balcerowicza, zdobyłam Pocahontas, Kocouma i Johna (o czym będę pisała szczegółowo innym razem), o tyle z drugiej serii załapałam się wyłącznie na Nakomę. I tak, jak w przypadku Sun Colors, Nakoma podobała mi się najmniej, tak w Color Splash, urzekł mnie jej fioletowawy makijaż i amarantowe usta. Były jeszcze włosy z fioletowymi pasmami, zmieniające kolor pod wpływem ciepła.
Oczywiście i Pocahontas z tej serii miała podobny bajer z włosami tyle, że w innym kolorze i cudny, mocny, turkusowy cień na górnej powiece. Jak cudny, mogłam się przekonać dopiero pod koniec ubiegłego roku, gdy w moje ręce wpadła wreszcie ta lalka w używanym stanie. No, ale wtedy ruchem błyskawicy wyleciała ze sklepów, zresztą miałam już lepszą, z dłuższymi włosami i odginanymi rączkami - moją ukochaną! Kto na początku kolekcji marzył o dublowaniu postaci? Nawet nie wypadało...
Jak różnią się obie Nakomy, przekonałam się także niedawno, gdy pierwotną kupiłam na Allegro za 15 zł z podciętymi włosami, a więc czeka mnie reroot, jeśli chcę odtworzyć oryginalną postać.
Zdjęć porównawczych póki co, nie zrobię, bo moja stara Nakoma mieszka od czasu przeprowadzki w pudełku i rzadko ją odwiedzam :-)
Sama Nakoma jest postacią fikcyjną, podobnie, jak wiele motywów w legendzie o Pocahontas, zilustrowanej przez Disneya. Jej pierwowzorem stała się być może starsza siostra Pocahontas - Kahnessa. To ona w rzeczywistości była najbliższą przyjaciółką indiańskiej księżniczki. Lojalna i rozsądna, przypomina disneyowską Nakomę. Ta ostatnia, w filmie jest też idealnym tłem dla żywiołowości i brawury pięknej Pocahontas.
Genialnie wyrysowana przez studio W. Disneya, opowieść, była dla mnie, jak dla większości Europejczyków jedynym źródłem wiedzy o odważnej córce Powhatana. Niewiele później, przeczytałam wydaną w 1996 r. "Księżniczkę Pocahontas" autorstwa Susan Donnell.
Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia Krystyny Chmielowej, czy też sama autorka ma tak toporny, dosłowny język. W wolnej chwili jeszcze raz z ciekawości sięgnę po tę mocno średnią literaturę i przekonam się jako dorosła kobieta, co o tym wytworze ostatecznie myśleć. Autorka kładzie duży nacisk na romans Pocahontas z Johnem Smithem, który prawdopodobnie nigdy nie miał miejsca. Ale, o ile dałam się uwieść bajce Disneya, o tyle u Donnell, całość jest podana łopatologicznie i drętwo. Zabawne, bo miała to być proza dla dorosłych, a wyszła powieść przygodowa z erotycznymi rozważaniami bohaterki, napisana językiem godnym 10 - latki. Dzieło to ma blisko 450 stron!
Totalnym przeciwieństwem są dwie cieniutkie książeczki (pierwsza część ma 157 stron, druga 163), autorstwa Mari Hanes, w przekładzie Ewy Czerwińskiej.
Z założenia są adresowane do dzieci. Wydała je Oficyna Wydawnicza "Vocatio" (1995), instytucja z religijną tradycją. Obie książki połknęłam dopiero w ubiegłym roku i jako pisząca kulturoznawczyni, mogę powiedzieć, że to ogromnie wartościowa literatura pod każdym względem. Subtelny, plastyczny język, bardzo pogłębione sylwetki psychologiczne wszystkich ważniejszych bohaterów i oszałamiająca jak na tak niewielką pozycję, ilość szczegółów historycznych oraz wiedzy o życiu codziennym Indian znad Chesapeake. Całość budzi mój ogromny szacunek i co tu wiele mówić - to się znakomicie czyta!
Wprawdzie recenzja na okładce ciut mnie wystraszyła, nie znalazłam jednak w obu książkach nachalnej, religijnej indoktrynacji.
Mattel wydał tylko 2 razy disneyowską Nakomę. O ile Pocahontas, miała swoje inne wcielenia i od pewnego czasu przeżywa swój renesans w kolejnych reprodukcjach, o tyle Kocoum i Nakoma nie mają dalszych wydań. Pewnie dlatego, lalki te są na celowniku wielu kolekcjonerów...
Wysokość: 29 cm.
Tworzywo: plastik (ciało), guma (twarz)
Sygnatura: Mattel INC.
Cechy szczególne: postać z filmu Disneya "Pocahontas"
Data produkcji: 1995
Kraj produkcji:
Height: 29 cm.
Material: plastic (body), rubber (face)
Signature: Mattel INC.
Special features: character from the Disney movie "Pocahontas"
Date of manufacture: 1995
Country of production:
Lubię Nakomę ze względu na ten szeroki, zaraźliwy uśmiech ;)
OdpowiedzUsuńJako postać w filmie też ją lubiłam :)
Jak większość ludzi- nie znoszę pająków!!!
A ja bałam się ich trochę, jako nastolatka, po odważnym dzieciństwie, kiedy każdą ośmionożną szkaradę, brałam do łapki. No, ale później mi przeszło.
OdpowiedzUsuńTen był naprawdę sympatyczny: wyglądał jak gumowy :-)