sobota, 13 września 2014

Japońskie laleczki w stylu manga/Japanese dolls in the style of manga.



Walczę z zaziębieniem, alergią, upiornie bolącym kręgosłupem, zepsutym komputerem i pęczniejącym stadem rzeczy oraz zjawisk, które mnie przytłaczają, przerastają i sprawiają, że...robię swoje, póki znajduję jeszcze jakieś szczątkowe siły - przynajmniej na blogu ;-)
O tych przedziwnych, wdzięcznych laleczkach, miałam napisać już dawno.



Ale wciąż się łudziłam, że znajdę o nich jakiekolwiek informacje. Zagadkowe sygnatury, praktycznie tylko numery i inicjały (plecy chłopca: C 2004 T.A, B.2005 CHINA) - niczego sensownego i rozjaśniającego, nie wzniosły w moje poszukiwania. Poczułam się raczej odesłana w gwiazdy... Pewnie, jak z Barbie, to oznaczenia czasowe projektu ciałka, czy głowy, ale cóż z tego, gdy nie wiem, jaka firma wypuściła te mangowe maluchy? Stwierdzenie, że są to japońskie laleczki, ukułam nieco na wyrost. Lecz choćby wyprodukował je Polak, bez wątpienia nawiązują do estetyki japońskiej sztuki popularnej. I to w najbardziej uniwersalnym, rozpoznawalnym stylu.



Jako miłośniczka mangi, nie mam lekko w kraju nad Wisłą. Owszem, bez wątpienia jest znacznie lepiej, niż było 20 lat temu ;-), lecz nadal w w większości artystycznych kręgów, ten rodzaj rysunku uważa się za kicz. I wielu wciąż go nie rozumie. A co tu jest, u licha do rozumienia? Jeszcze gorzej, gdy rozmawiamy o mandze dla dorosłych. Bo to, co jeszcze ujdzie nastolatkom, nie przystoi dorosłym, "poważnym" obywatelom i obywatelkom. W ogóle komiks, czy to japoński, czy amerykański, czy też europejski, w rozumieniu statystycznego Polaka, jest:
A. rozrywką dla małoletnich
B. głupszą siostrą książki
C. promocją przemocy
A przecież w Japonii, kraju, który tak bardzo chciał naśladować nasz pan prezydent W., manga (czyli w dosłownym tłumaczeniu z japońskiego: komiks, rysunek, karykatura; słowo manga, jako odrębny stylistycznie rodzaj komiksu, funkcjonuje poza granicami Japonii) uważana jest za formę sztuki i popularnej literatury. Klasyfikuje się ją według wieku i płci odbiorców. Rozmiłowany w wielkookich postaciach (ale o oczach też będzie za moment) polski czytelnik, może sobie tylko tęsknie powzdychać... Jeśli zrobimy ankietę wśród najbliższych sąsiadów (nie mówię o znajomych, bo tych zazwyczaj dobieramy na podstawie wspólnych zainteresowań), na pytanie o tytuł, kojarzący się z mangą, odpowiedzą: "Czarodziejka z księżyca". Miłośnicy fantastyki, może jeszcze rzucą tytuł filmu pełnometrażowego:"Księżniczka Mononoke".
Obecnie funkcjonujący styl mangi, ukształtował się dopiero w latach '60 XXw. za sprawą Osamu Tezuki, który zafascynowany twórczością Disneya, dokonał własnej transpozycji amerykańskiego rysunku. Ale kreska kresce nierówna i ponieważ dziś można już sobie śmiało nie tylko na dorocznych targach komiksu, ale, ot chociażby w zwykłym Empiku, porównać tomy z japońskimi rysunkami - łatwo stwierdzić jak różni się, to, co występuje pod wspólnym szyldem "manga", czy "anime" (film). Od bardzo realistycznych postaci o lekko azjatyckich rysach, po postacie o twarzach przypominających dawne dokonania Disneya. Zresztą disneyowscy twórcy chętnie dziś czerpią z mangowej estetyki. A we Francji narodził się ruch Novelle Manga - ambitny projekt, zainicjowany przez Frederica Boileta, mający na celu połączenie dojrzałej mangi z najwyższej półki, z klasycznym francusko - belgijskim komiksem.  




Przy mojej fascynacji gatunkiem, to było nieuniknione, że pewnego dnia, spróbuję i ja w tej dziedzinie swoich sił ;-) I tak, 10 lat temu, odsunęłam się od hiperrealizmu i prób w klasycznym komiksie europejskim na rzecz japońskiej estetyki. Najpierw odważnie zilustrowałam fragmenty wspomnień wojennych, nad którymi akurat pracowałam już pod kątem pracy magisterskiej,


a później poszło z górki i zakończyło się, jak niektórzy wiedzą ;-) zilustrowaniem książki, będącej już szczęśliwie w fazie składu - zredagowanych przeze mnie bajek sprzed 100 lat.


Więcej obrazków na drugim blogu: simran2pl.blogspot.com Zapraszam :-)

Miałam kiedyś koleżankę - artystkę, znacznie starszą, która krytycznie powiedziała: "A po co ty się tym zajmujesz? W tych obrazach nie ma nic z ciebie". Cóż, bez wątpienia nie są odkrywcze. Z pewnością mimowolnie naśladuję znane motywy. Trudno w tak charakterystycznej konwencji o własny styl. Ale myślę, że za następne 10 lat, jeśli ziemia nadal będzie kręcić się we względnym pokoju, a mnie nie pożrą do końca choróbska, wypracuję sobie wreszcie osobisty charakter obrazków inspirowanych mangą!
Może także ta różnica pokolenia, wpłynęła na tak krytyczny, "nie na serio" odbiór moich prac. W Polsce z reguły, mangi nie bierze się na poważnie, jako formy artystycznego wyrazu. Co ciekawie, na serio bierze się za to, oderwane od rzeczywistości rodzime seriale i sceniczne pseudo popisy, komercyjnych wytupów spod krzaka.



Teraz bliższy rzut oka na same laleczki, na dobrą sprawę, trącące ciut "Lemonheadami" Mattela - przejściowym projektem, z początku najnowszego wieku, czyli małymi postaciami, kompatybilnymi do popularnych wtedy My Scene.



Ups! Chłopak ma więcej przyzwoitości od dziewczyny i paraduje skromnie w namalowanych majtkach.
Małej różowowłosej, intymnej garderoby poskąpiono. Za to, sukienkę i buciki ma firmowe. Młodziak, tylko granatowe szorty.





Mangowe maluchy mają kończyny wykonane z lśniącej, świetnej w dotyku, jasno różowej gumy, bardziej przypominającej plastik. W jakiś sposób, przywołuje to w pamięci luksusowe, zachodnie zabawki z lat '80. Wiadomo, że wtedy wszystko było obliczone na jakość i trwałość, za czym dziś tęsknimy, jak za wiarą w Świętego Mikołaja. Zabawne, że i chłopiec i dziewczynka mają wypukłe kulki w płatkach uszu, z tym, że mała ma je pomalowane i bez wątpienia są to kolczyki.


Chłopak posiada kuleczki w kolorze "ciałka", ot taka tajna, genderowa ewentualność i gotowość na wszelkie zmiany ;-) Młodziak towarzyszy mi już od 2009 r. i z tego czasu pochodzi klimatyczna sesja. Jak dziś pamiętam, pachnący wilgotnymi liśćmi, ciepły dzień 11 listopada, na naszej działce. Za sobą miałam już bolesną rekonwalescencję, ale wyciągnięcie mnie z domu, graniczyło z cudem. I dobrze, że wtedy namówiona poszłam, nasycić oczy magiczną jesienią, bo 10 dni później, z działki pozostały tylko zgliszcza, a z wielu drzew - kikuty.
Ot, każdy ma swoich "fanów". ;-)  



Zapraszam na mojego nowego bloga nie tylko dla ekologów i miłośników zieleniny, pt.: "Człowiek tu był. JA TYLKO DOKUMENTUJĘ", gdzie o sprawach poważnych - traktuję z krzywym uśmiechem, ale przede wszystkim: z aparatem. simran4.blogspot.com



I jeszcze jedno zagubione zdjęcie, małego bezimiennego ;-( Może chcecie go jakoś ochrzcić?


PS. KiciaKocia zidentyfikowała różowe dziewczątko!!!



GORĄCE DZIĘKI. Jak dobrze, nie być wreszcie bytem NN ;-)  
To Ojamajo Doremi, z ciągnącego się latami serialu anime, powstałego na początku bieżącego wieku. Widać, że mam trochę do nadrobienia :-) 
  
Wysokość: 11,5 cm.
Tworzywo: plastik, guma. 
Sygnatura na tułowiu: Chłopak - C 2004 T.A, B.2005 CHINA; Dziewczyna: C A. T, B 2000 CHINA. 
Cechy szczególne: lalki w japońskim stylu.
Kraj produkcji: Chiny
Data produkcji: powyżej roku 2000. 

Height: 11.5 cm.
Material: plastic, rubber.
Signature on the trunk: Boy - C 2004 TA, B.2005 CHINA; Girl: C A. T, B 2000 CHINA.
Special features: Japanese-style dolls.
Country of production: China
Date of manufacture: more than 2000.

20 komentarzy:

  1. w tej konwencji malunku większość widzi tylko samą technikę,
    niestety nie skupiając swej uwagi na samym przekazie, ha!
    maluszek jest uroczy - podobnie jak jego towarzyszka bez
    majciochów - ale mnie zaintrygowała niunia z grzywką ze
    zbiorczej fotki - no po prostu sam miód, mam podobną!
    ujęcia z niby gołymi gałązkami tak mi się podobają, że mogłabym
    je wrzucić w antyramy albo okolić rudą ramą albo z wydzierganymi
    jesiennymi liśćmi okalającymi fotkę maluszka i na ścianę hooop!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mangą - pełna racja!
      Gałązki to przekwitnięte kwiatostany zawilca japońskiego. Zrobię Ci kiedyś odbitkę...

      Usuń
    2. zawilec japoński - jak zawile choć nie po japońsku to brzmi -
      nawet roślinność wstrzeliła się w stylistykę mangową :)
      a z odbitką chętnie kiedyś, kiedyś, kiedyś tam się zapoznam

      Usuń
  2. Tak sobie myślę, że zarówno w mandze jak i anime panowie często noszą na sobie dużo biżuterii, a już ich fryzury to cała magia kształtów i kolorów, więc tajemnicze kuleczki u tego rudowłosego maleństwa można chyba śmiało uznać za kolczyki.
    Oboje mają ujmujące buziaki i są znacznie staranniej wykonani niż dostępne w kioskach ruchu i sklepach "za 5 złotych" malutkie laleczki-breloczki, o mangowych rysach, wzorowane na oryginałach, które do Polski raczej nie docierają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego tak uwielbiam tych panów! ;-)
      Kopie znam dobrze, Mama je znosiła z naszego sklepu "po 5 zł". Siedziały przy monitorze, razem z LPS, końmi Pony i jakimiś mini Bratz ;-))

      Usuń
  3. Dziewczyna to Doremi z Ojamajo Doremi, jeśli to w jakiś sposób ułatwi poszukiwania. Oryginalne lalki związane z tą serią robiło Bandai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wydaje mi się, ale pewna nie jestem, że chłopiec wcale nie jest chłopcem a Nagisą Misumi z Pretty Cure. Googlowanie nawet pokazało supertycie zdjęcie bardzo podobnej laleczki, która właśnie przetawia Nagisę.

      http://thumbs.ebaystatic.com/d/l140/m/mdBtgEa9NCZoT4EOr1y1z_Q.jpg

      Usuń
    2. Rany Doremi!!! :-) Ty naprawdę rozwiązałaś zagadkę. Jestem w szoku. I gorąco dziękuję :-)

      Usuń
    3. Nie ma za co! Akurat Doremi oglądałam swego czasu pasjami, więc jej rozpoznanie nie nastręczyło mi kłopotu. Swoją drogą to zazdroszczę jej ci maksymalnie - ja mam tylko chińskie breloczki z tej serii.

      Usuń
  4. Obejrzałam je z przyjemnością i uważam, że są bardzo sympatyczne. Niestety, nie znam się na tej grupie i niewiele mogę o niej napisać. Oczywiście poza tym, że mi się spodobały :-)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie - wnoszą dużo pozytywnej energii :-D

      Usuń
  5. Ale one mają miłe pysie, już oglądając pierwsze zdjęcia zapałałam do nich niesamowitą sympatią :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznam że niestety temat tych laleczek jest jeszcze dla mnie obcy , choć fascynujący . Moje najmłodsze dziecię uczestniczy w Konwentach dotyczących Mangi . Jest niestety u nas w zwyczaju kpić z tego , czego się nie zna albo nie rozumie ... :/ . Laleczki bardzo wdzięczne ale bardzo mi przykro, że się źle czujesz . Ubieraj się ciepło , żebyś chociaż przeziębiona nie była ....
    Serdeczności i ... jeszcze raz serdeczności z kojącą kocią mruczanką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie – u nas manga zazwyczaj kojarzy się z okresem nastoletnim. Mały mamy wybór pozycji tego gatunku adresowany do innych grup wiekowych.
      Dużo tu robi homogeniczność kulturowa – jesteśmy strasznie zamknięci na inne rzeczy, ale kultury islamu są jeszcze bardziej tradycyjne i w miarę dobrze im z tym światopoglądem ;-)
      Czuję się niestety fatalnie, ale może wreszcie będzie jakiś pozytywny przełom.
      Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :-)

      Usuń
  7. Generalnie nie podobają mi się postaci z dużymi głowami i wielkimi oczami. Nie polubiłam moich Lemonheadek, nie potrafię przekonać się do lalek Pullip itp.
    Może to kwestia jakiś wyuczonych schematów piękna - ja po prostu karykatury w sztuce nie lubię. I pewnie brzmi to zaściankowo, bo przecież cała sztuka w pewnym sensie na przerysowaniu się opiera. Ale opiera się też na emocjach, jakie wyzwala w odbiorcy - skoro nie wyzwala pozytywnych, to nie trzeba na siłę, rozumem przekonywać się, że jest to piękne, wartościowe i ma długą tradycję. Nie podoba się - to nie. Trzeba temat pozostawić tym, którym się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, nie czuję, że Cię, czy kogokolwiek innego przekonuję ;-) Zawsze robię w przypadku mniej standardowych rzeczy jakiś wstęp historyczny, czy kulturoznawczy – ot, taka konwencja tego bloga.
    A, że każda pliszka swój ogonek chwali? Chyba zrozumiałe ;-)
    Ciekawe, że i ja nie znosiłam kiedyś wszelkiej dysproporcji. Komiksy przez lata uznawałam jedynie o Thorgalu (100% realizm). A moje własne rysunki wyglądały jak fotografie. Ale z czasem zaczęłam się dusić w tym ścisłym odwzorowywaniu rzeczywistości. Lecz Picasso wciąż mnie nie bierze!

    OdpowiedzUsuń
  9. To maleńkie różowe! <3 Aż się prosi o stylizację na Chibi Chibi z SM.Mangę i anime od dawna traktuję na równi z innymi formami przekazu, ale szukam czegoś więcej, niż płytkiej rozrywki,, a o to czasem trudno w zalewie wszelkiej tandety. Lubię tę stylistykę, a fabularnie ostatnio urzekło mnie Shin Sekai Yori.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytawszy Twój wpis doznałam olśnienia, mam bryloczki z anime DoReMi i jest tam tez ta różowowłosa. Ale same bryloczki made in china są o wiele gorszej jakości. Nie umywają się do Twoich mangowych maluszków :)

    OdpowiedzUsuń