środa, 28 października 2015

SOS - kot zeżarł lalkę! Szukam tułowia/SOS - ate cat doll! I'm looking body.


Jak w tytule, Moi Drodzy. I nie jest to pierwsze przestępstwo tego kota.!
( w końcu ma na imię: "Recydywa"). Ale zacznijmy od początku...
Zapraszam do oglądu puszystego fotostory ;-)
Był rok 2011, gdy na skutek zrządzeń losowych, zmieniłam dom i miasto. Kiedy ludzie zawiedli, wierne okazały się tylko... lalki i zwierzęta. Sprowadziłam się tutaj z czterema czworonogami. Psa już nie miałam, zostały więc same koty. Moje 3 syjamy i stuknięty pers, którego kupiłam Mamie by miała motywację do walki z chorobą... Człowiek umarł, zwierz przeżył. I charakter szybko wyszedł z niego paskudny. Nie ukrywam, że nie pałałyśmy do siebie miłością ;-). Ale czego nie robi się dla sentymentu?... Bestia zapracowała sobie na imię Hołota, ponieważ do głównych rozrywek tej zdeprawowanej natury, zaliczało się obgryzanie roślin i napotkanych przedmiotów (zabytkowe meble, kable). No, koci świr, po prostu! ;-D

Nie przewidziałam, że los w krótkim czasie pozbawi mnie trzech ukochanych syjamów... Kilka miesięcy później, przeniosła się dramatycznie w "Kocie Zaświaty" Ostucha, matka Tuma i Padlinki; kotka będąca darem od mych nieżyjących, najdroższych pod słońcem Przyjaciół. A, że byłam wtedy mocną, energiczną laską, która nie przyjmuje do siebie kolejnych strat, 3 tygodnie później przewertowałam internet (dział: "oddam kota") i przywiozłam 5 - tygodniowego dzieciaka oderwanego od piersi. Ludziom okociły się na raz 2 kotki, więc postanowili szybko zredukować nadmiar łap i kłaków. Nie wzięłabym ja, wzięliby inni... Z kontaktowego stada, wybrałam egzemplarz autystyczny z zaburzonym błędnikiem. Siedziało to godzinę w krzewie porzeczki, obojętne na zabawy rodzeństwa i kuzynów, lekko zamyślone i wystraszone. Ponadczasowo tkwiło we własnym świecie ;-) W końcu spadło jak placek na glebę, gdy usłyszało gong łyżki w puszkę z konserwą. "Oto niedoskonała istota w sam raz dla mnie" - pomyślałam.
I bez przekonania (bo taka kruszyna), przyniosłam tych parę deko do domu.


Zaraz zainteresowała się nią Padlinka, która nigdy nie miała własnych dzieci i jej brat - Tum. Krążyli za nią jak cienie.


Lecz wystraszone, syczące kocię, wolało mieszkać pod starą szafą, odporne na dźwięki i zapachy (szafę skrobałam, opalałam, malowałam, doprowadzając ją do stanu używalności). Miniaturowy kot był ponad te renowacyjne niedogodności.



Odebrałam kilka kocich porodów i wychowałam kilka miotów. Ale to coś białe w pomarańczowe i czarne łaty, przerosło mnie jak samo bieżące życie ;-) Krążyło po mieszkaniu wyciągając łebek i piszczało 2 doby, szukając matki. Nie byłam w stanie spać przy tych rozpaczliwych dźwiękach, choć serce dawno mi pękło na skutek osobistych zdarzeń.                  
Gdy wreszcie po dwóch dobach, kocie dziecko zemdlało pod krzesłem, na oślep zrobiłam zdjęcie i  sama mogłam trochę się przespać.  


Później już szło tylko ku lepszemu... Przestało syczeć na Padlinkę,




ale ponieważ miało wybór - szukało matki możliwie najbardziej podobnej.




Padlinka z Hołotą nie raz biły się o kociaka ;-). Ale Lina odniosła ostateczne zwycięstwo:


Trójkolorowa dziewczynka została zaadoptowana i pokochana. To była miłość pełna wzajemności...







Młode tyło,



obrastało sierścią (już się nie łudziłam, że będę miała wygodnego, krótkowłosego kota),


nabierało pewności siebie,


i ciekawości świata...


Stop! Tutaj sielanka się kończy. Podrośnięty słodziak szybko zaczął dokonywać aktów wandalizmu (wykopki w doniczkach), rozbojów (na inne koty, ma się rozumieć), kradzieży (zwłaszcza drobnych przedmiotów z mojej pracowni - szpulki, kłębki - ale zwędziła mi kiedyś bransoletkę i nosiła triumfalnie w pyszczku ;-)). Moje wychowanie sprawiło tylko tyle, że postępowała bardziej dyskretnie (czytaj: nie dawała się złapać). Zapracowała sobie na imię Recydywa - zdrobniale Dywka.
Gdy nakryłam ją jednak na takim potraktowaniu mojego mienia, już wiedziałam, że napatrzyła się na działalność Hołoty.


Pewnego dnia, wyciągnęłam z koperty maleńką laleczkę - wymarzonego chłopczyka Heart Family, z tych najstarszych edycji (różowy plastik). Cena była niska, chłopak przybrudzony. Zaniosłam do łazienki, położyłam na półce przy wannie. Miałam umyć już, zaraz. Dopadła słabość, senność. Przebrałam się w piżamę, klapnęłam na łóżko. Skoro świt, znalazłam chłopczyka obok kociej miski, pod umywalką. Miał pogryzioną stopę. Nie chcecie wiedzieć, co wtedy powiedziałam ;-) Każdy by to ocenzurował. Ale po chwili namysłu uznałam: sama sobie jestem winna zaniedbania, trzeba było umyć od razu. Kot to w końcu łowca. Upolował zdobycz. Próbował skonsumować. Rzecz naturalna. I we wrzątku usiłowałam odratować pokiereszowaną stópkę.
Ale gdy parę miesięcy później, nie domknęłam jednej z witryn i łaciata cholera wsadziła tam mordę, żeby pochłonąć dłoń mojej ukochanej Kiry z serii Benetton (1990), uznałam: miarka się przebrała i granice zostały naruszone!



Przy Padlince mogłam zostawić połowę kolekcji na środku podłogi. Kotka z zafascynowaniem pilnowała ją jak najlepszy "bodyguard".


Z rządzą mordu w oczach (czytaj: sprawiedliwości musi stać się zadość)  weszłam do drugiego pokoju i spojrzałam na ścianę.


Trudno. Najlepiej skasować 2 potwory za jednym zamachem! Wreszcie lalki będą bezpieczne...
Ale czy moglibyście zamordować takie... COŚ???


Wita przy drzwiach rozgłośnym mruczeniem. Brzmi to jak maleńki tartak ;-) Żegna, mrucząc nieco ciszej, kiedy wiążę buty. Rano liże po ręku, lub twarzy. Po twarzy wtedy, gdy śnię koszmary i zaczynam się dusić. Bursztynowe oczy wpatrują się we mnie ze zrozumieniem. Później prosi, by wypuścić do loggi. Siedzi obok, kiedy na schodku jem śniadanie. Wiem, że wolałaby polować na zaglądające do nas ptaki... Ściskam ją za ogon - nie gniewa się... W ciągu dnia, siedzi obok klawiatury. Zagląda do miednicy, kiedy piorę, choć panicznie boi się wody. Po prostu - jest.
Dlatego nie zabiłam, ale przytuliłam.
I pytam Was, czy macie na zbyciu blady tułów (ale nie różowy i bez profilowanych stóp)  T'n'T z początku lat '90???.....................

22 komentarze:

  1. I jak tu nie kochać kotów? Niejednokrotnie to ciężka miłość... Ale ile daje i radości. Rozumiem Cię doskonale. Kocica jest przecudowna, miałyście wielkie szczęście, że na siebie trafiłyście :) Strach pomyśleć co by z nią było gdyby nie Ty i Twoje koty, które ją zaakceptowały jak swoją :) Uwielbiam czytać takie historie, ogromnie podnoszą na duchu - dobrzy, bezinteresowni ludzie o wielkim, chociaż pękniętym sercu istnieją. Oby Ci się szczęściło Kido a od teraz cała Twoja dobroć dana tym istotom wracała z potrojoną siłą. Tego Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za piękne słowa! Naprawdę nie wiem, czy na nie zasłużyłam... Dywka miała z pewnością to szczęście, że trafiła do domu, w którym trzykrotną większość gatunkową stanowiły koty ;-). Gdyby ogłosiły strajk, byłabym bez szans ;-)))). A Padlinka, której nie udało się znaleźć na czas kawalera, a nie była sterylizowana, więc zachowała instynkt, mogła wreszcie zrealizować się jako matka.
      Dziś w moim dużym mieszkaniu jest mi bardzo pusto. Zwyczajowo miałam w porywach od 2. do 7. kotów + inne zwierzęta. Dywa wbrew pozorom wyrosła na bardzo kontaktową kotkę, choć kłopoty z błędnikiem sprawiają, że potrafi zlecieć ze stołu i przewrócić się na środku podłogi... Na osłodę przydałby się jej partner i powiększenie rodziny, a mnie pościgi za kociętami skaczącymi po meblach... ;-)

      Usuń
  2. Chyba mam takie ciało. Z głową Kiry, zatkniętą na szczycie, na dodatek. Na pewno nic z ta biedulą sama robić nie będę, więc gdybyś miała ochotę na przejęcie tułowia, to daj znać ;) Oby tylko odcień pasował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, rany! To ja chętnie to ciało obejrzę! Masz na swoim blogu info kontaktowe? Bo Twą komórkę posiałam....
      Moja Kira ma niełatwy odcień, ani śniady, ani różowy. Wygląda, jakby cały rok siedziała w biurze, nawet w weekendy ;-) Ale nie jest tak grobowa, jak niektóre znane mi rudzielce.

      Usuń
  3. Zwierzaki czasem tak mają, ze muszą po prostu coś zepsuć :( ale to się przecież zdarza i ludziom. Kota jest kochana i sądzę, że Ciebie wprost uwielbia więc proszę wybacz jej, może postara się już nie psocić :) Z ciałkiem pewnie nie pomogę ale jakby co to możesz pod tym kontem przejrzeć moje pudła :) Historia kotusi jest bardzo piękna, uratowałaś jej życie do spółki z Twoim kocim stadkiem to bardzo podnosi na duchu :) Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, nikt nie jest idealny ;-) Patrząc po moich koleżankach i kolegach, to ostatecznie w 95% dochodzę do wniosku, że kot, pies, czy ptaszek, dużo szlachetniej wypełniają obowiązki "przyjaciela".
      Dywa ma jednak cholerny problem z tym gryzieniem. Dziś odkryłam, ślady zębów na okładce książki o szydełkowaniu. Ok, od 5. lat do niej nie zajrzałam, ale wandalizm raczej mnie nie zdopinguje ;-))
      Twoje pudła chętnie przejrzę, bo obawiam się, że moja Kira nie jest takim standardowym przypadkiem...

      Usuń
  4. Ty to potrafisz budować napięcie! Jak ujrzałam szablę, to pomyślałam: trzeba szybko pisać jakieś przekonywujące argumenty, życie kotom ratować, może nie jest jeszcze za późno? ;-) Miałam w domu dwa koty, które z wyboru stały się matką i córką, dziś została tylko córka - tym większe wzruszenie wywołuje historia Twoich zwierzaków. Kocica lalek nie tyka, co najwyżej obwąchuje z nabożną czcią. Ale moje najmłodsze dziecię niejedną lalkową łapkę ma na sumieniu. Cóż, nie mam szabli po pradziadku, żeby na ścianie powiesić jako ostrzeżenie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, pierwsza moja myśli istotnie była mordercza!
      Ale tak to już jest, że dzieciom i kotom wszystko wybaczamy ;-)

      Szabla w domu z dziećmi? Wiem po sobie, że to będzie najwspanialsza, zakazana zabawka ;-D.

      Usuń
  5. Wspaniała historia. Rozczulająca. Mój kot Sherlock, ksywa Gryzli, nie zniża się do obgryzania plastików. On po prostu, od dziecka, podgryza nas. Kocisko jest bardzo wojownicze, przedwczoraj wrócił z krwawą plama na bielutkim podgardlu, ale nie będę się upierać, że to jego krew. Jednak lalki mogę położyć przy nim, a nawet na nim bezpiecznie. Za to mnie dziabnie przy najbliższych pieszczotach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo, to widzę, że takich podskubujących człowieków jest więcej...

      Usuń
    2. Niektóre kocury tak mają. Moje w stosunku do człowieka były akurat łagodne, ale z kocicami różnie mi się w życiu układało. Niemniej ja bardzo szybko wyleczyłam ze złych nawyków gryzące koty - wystarczyło ze 2 x potraktować je własnymi zębami i pokazać, że człowiek też jest drapieżnikiem ;-))
      Ale lalka przed kotem się nie obroni...

      Usuń
  6. Such a great story, I'm really touched, and you have lovely cats! My cat has chewed a hand of a Tonner doll, steals miniature flowers and plays with dolls accessories, but I am never angry at her, she's such a darling cat, I love her very much :-). I see someone may have a body for you, that's great! Warm greetings :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. You can see - many cats like to play with dolls;-)
      I reciprocate warm greetings!

      Usuń
  7. Moj pies ostatnio buta od bratzka pogryzl... Wina byla Bratzkowa bo w koncu po co zrzuca buta na podloge...??? Dziekuje tylko Bogu ze pies to nie kot i wysoko nie podskoczy ;) Przynajmniej ten moj kurdupelek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo myślałam, że i moja Dywa jest "niskopienna" tym bardziej, że ma felerny błędnik. Ale odkryłam, że ona jest po prostu dyskretna w swoich wędrówkach po wyższych partiach mieszkania ;-)
      Choć tak naprawdę to syjamy nie znały żadnych granic...

      Usuń
  8. ... toż to Żarłacz :):) . Mój ukochany ogar zeżarł z zazdrości do połowy nogi mojej również ukochanej lalce imieniem Michaś . Na pytanie " dlaczego to zrobiłeś" usiadł, spuścił ze skruchą łeb - wyglądał jak wielka mysz ... i jak tu się na takiego gniewać ?? Zniszczył tylko jeszcze jedną rzecz - pogryzł kilka stron i okładkę XIX wiecznego wydania poezji Kochanowskiego , ale ludzie też wyczyniają z książkami różne dziwne rzeczy :):) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! Mój pies też zaczął bardzo ambitnie: od Dickensa z wczesnych lat '50 XX ;-)))

      Usuń
  9. Ja uważam, iż koty jako pupile są całkiem przyjacielskie. Tym bardziej, że ja również mam u siebie ciekawego kociaka. Bardzo podoba mi się to co przedstawiono w http://srokacz.pl/ruja-u-kota-jak-rozpoznac-i-jak-sobie-z-nia-radzic/ i jestem zdania, faktycznie tak jest często. W sumie kociaki są całkiem popularnym zwierzęciem domowym.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak całkiem serio, to myślę, że koty często są bardziej przyjacielskie niż współcześni ludzie...

    OdpowiedzUsuń